U schyłku czy u progu?

31 grudnia. Dzień podsumowań, postanowień, planów i życzeń. Jaki był ten rok, który za kilka godzin się skończy? I jaki będzie ten, który właśnie nadchodzi?. Czy robicie listę noworocznych postanowień? Co jest na pierwszym miejscu?

Ja po wielu miesiącach (aż wstyd się przyznać, ale idących w lata!) podglądania innych blogów, korzystania z przepisów, eksperymentów z własną intuicją i doświadczeniem innych przechodzę do czynu. I oto jestem. A to mój blog. O tym, czym jest dla mnie gotowanie, jedzenie i karmienie, ale nie tylko te trzy... Chcę pisać o tym, co na co dzień, co bardziej i mniej ważne, o tym co widzę i o tym czego nie, choć bym bardzo chciała.

Zasadniczo w kuchni kieruję się dwiema zasadami: pierwszego i ostatniego kęsa. Jeśli pierwszy jest smaczny, bez wątpienia zjem do ostatniego... Pracuję zawodowo, mam sporo zajęć dodatkowych, co przekłada się na moje gotowanie: musi być w miarę prosto, smacznie i kolorowo. Zawsze dla przyjemności, najczęściej (i najchętniej) dla (i wśród) najbliższych, gdyż nic nie dodaje smaku tak, jak zadowolenie widziane na twarzach karmionych.

Raczej nie wyważam otwartych już drzwi - chętnie zaglądam do skarbnic madrości innych gotujących, by powtórzyć, zmodyfikować, odkryć na nowo i zakrzyknąć z radości gdy się uda.

Moje potrawy oddają mój stan ducha - gdy dużo się dzieje są przygotowywane szybko, w lekkim pośpiechu, muszą być niespomplikowane i oczywiste, by jak najskuteczniej dodawać sił i radości. Gdy potrzebuję wyciszenia i czasu tylko dla siebie, wybieram te pracochłonne, nieco monotonne, wymagające skupienia. Dania, które pochłaniają myśli i mają terapeutyczne działanie od momentu otwarcia lodówki aż do chwili podania do stołu.

Często obok tego że smacznie, staram się gotować i zdrowo; czasem mi się nawet udaje. Oczywiście w tym miejscu samo nasuwa się filozoficzne pytanie: czym jest owo zdrowo?
Moje "zdrowo" jest moim "energicznie i z uśmiechem na ustach". Chcę by wywoływało u mnie uśmiech i permanentne zadowolenie, dobrą formę i pomysły. Nie musi być dietetycznie, bo centymetry w biodrach są dla mnie skutkiem ubocznym przewlekłego niezadowolenia, a nie dodatkowej kostki czekolady...

Zapraszam podobnie spożywających i mlaskajacych z zadowolenia, a także ciekawych co piszczy w mojej codzienności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz