Uwielbiam słuchać historii i wspomnień Mamy z tego okresu. O różnych częściach Szwecji, o sposobie bycia spotkanych tam osób (po powrocie z uroczystego obiadu u mamy męża mojej Ciotki (który to mąż był Szwedem, Ciotka mieszkała tam na stałe) czekały aż mąż pójdzie spać, po czym rzucały się na lodówkę - starsza pani poczęstowała każdego po kawałku dania na obiad, i niezależnie od tego, że wizyta trwała jeszcze kilka ładnych godzin, nie dostali już nic do zjedzenia - jako że przyszli tylko na obiad), o specyficznym smaku niektórych dań - bowiem do Szwecji (jako krainy geograficznie osamotnionej) dość późno dotarł cukier, i kiedy już pojawił się, wzbudził taki zachwyt, że zaczęto go dodawać praktycznie do wszystkiego. Mama do dziś krzywi się na wspomnienie chleba o smaku naszego murzynka, czy słodkich śledzi.... Ale także o tym, jak przeżyła szok, widząc duże grupy niepełnosprawnych osób dosłownie wszędzie - na ulicach, w restauracjach, sklepach. W Polsce w tamtych czasach osoby niepełnosprawne raczej nie wychodziły z domu, przez co miało się wrażenie, że nie istnieją.
I ja odwiedziłam kilka razy Sąsiada z zimnej Północy, jednak byłam wtedy zbyt mała, by mieć własne wspomnienia. Jednak mimo ich braku mam ogromny sentyment do tego kraju (pewnie wyssany z mlekiem Matki). Podoba mi się skandynawski design - jego funkcjonalność i prostota; organizacja wielu sfer życia, jak szkolnictwo czy opieka socjalna; otoczenie naturalne (jak np. to, to, czy już szczególnie to; jako osobie uwiebiającej kontakt z wodą, kraj ze stolicą leżącą na 14 wyspach jawi mi się jako kraina mlekiem i miodem płynąca), czy też mentalność znajomych Mamy, choć różnice kulturowe nie zawsze są im plus.
Wertowanie robionych przez Tatę zdjęć Sztokholmu było kiedyś moją ulubioną zabawą. Uwielbiam opowiadane przez Mamę historie, i nawet teraz, jako dorosła osoba, z równą przyjemnością słucham ich po raz pierwszy co po raz dziesiąty... Także przez ten blask w Jej oczach, gdy opowiada o tym, "jak to było".
Gdy więc w mojej kuchni pojawiła się torba gruboziarnistej soli morskiej i świeży łosoś i zapowiedziałam gościa z Północy na obiedzie, najbardziej podekscytowana była Mama.
Gravlax jest typową dla krajów nordyckich potrawą z długimi tradycjami, które sięgają średniowiecza. Początkowo typowa dla rybaków, którzy solili rybę i zakopywali ją (grav znaczy grzebać, lax - znaczy łosoś) w piasku, by tam fermentowała.
Dziś nie chodzi już o fermentację, a o osmozę. Gravlax jest daniem bardzo uniwersalnym - świetnie smakuje z pieczywem lub samo jako przystawka, podany z sosem musztardowo-koperkowym, jako danie główne z ziemniakami, lub jako dodatek do zupy ziemniaczanej.
Gravlax
przepis pochodzi z książki "Smaki świata"
Przygotowywanie tego dania, ze względu na czas potrzebny by ryba zamarynowała się, zajmuje minimum 48 godzin - warto wziąć to pod uwagę jeśli planujemy podać je z jakiejś okazji.
Składniki:
500 g filetu z łososia surowego ze skórą, oczyszczonego z ości
1/2 szklanki posiekanego świeżego koperku
250g grubej soli morskiej
200g cukru
30ml ginu
1/4 łyżki świeżego pieprzu
folia spożywcza
Przygotowanie:
1. Rybę umyć, osuszyć, pozbyć się ości:
(obrazek pochodzi stąd)
2. Filet połozyć na kawałku folii przylegającej. Kawałek musi być na tyle duży, by łosoś dał się dobrze owinąć.
3. W misce mieszamy sól, cukier, pieprz i gin.
4. Na łososiu układamy warstwy:
- posiekanego koperku
- mieszanki soli, cukru, pieprzu i ginu
5. Owijamy ciasno folią
6. Układamy zawiniątko na tacy (ważne: niech nie będzie to taca zupełnie płaska, bo ryba puszcza dużo płynu, i można zalać wszystko w lodówce), tace zawijamy jeszcze jedną folią i przygniatamy łososia ciężarkami, np. puszkami (ja na tacy z łososiem ułożyłam książkę w twardej okładce (nigdy nie przyznam się jak czcigodny tytuł to był...) i dopiero na niej układałam puszki i słoiki. Całość przechowujemy w lodówce.
7. Po 24 godzinach przewracamy łososia na drugą stronę, usuwamy nadmiar płynu, który się wytrącił, i znów obciążamy rybę ciężarkami. Wstawiamy do klodówki na kolejne 24 godziny.
8. Po upływie czasu wyjmujemy łososia z folii, usuwamy nadmiar soli i cukru (to ważne, w przeciwnym razie przy jedzeniu będzie nam szczękać między zębami). Kroimy ukośnie na cieniutkie kawałki.
Znakomite z sokiem z cytryny, krążkami czerwonej cebuli, sosem musztardowo-koperkowym (przepis, a także zdjęcia gotowego łososia, niebawem).
Na temat tradycji kulinarnych w Szwecji, między innymi o gravlaksie, można troche poczytać tu. (Bardzo ciekawy artykuł, polecam wszystkim fanom Szwecji).
A już niebawem porcja moich ukochanych zdjęć ze Sztokholmu lat 80., autorstwa mojego Taty. Zapraszam!
Rewelacyjnie wyjaśnione i opisane. Z niecierpliwościa czekam na zdjęcia gotowego łososia :)
OdpowiedzUsuń